listopad 2019
KUKU!
“Moi narzeczeni” zawsze (a przynajmniej prawie zawsze ;p) zgodnie zeznają, że przed pierwszą sesją dopada ich lekka niepewność.
Wydaje się Wam pewnie, że ja po tylu sesjach i po tej drugiej stronie obiektywu, jestem już tylko Sprite’m. Zero tremy, zero stresu.
Błąd.
W trakcie 4-godzinnej drogi do miejsca spotkania moja pewność i spokój spadały w coraz szybszym tempie, tak aby osiągnąć poziom dużo poniżej Żuław Wiślanych. Zimno, pochmurno, miejscami już zaczynało padać… Wizja jak z jakiejś okrutnej prognozy pogody. Jak my zrobimy tą sesję?!
“W czepku urodzony” – nigdy nie lubiłam tego określenia. Jakoś tam wprawdzie pływam, ale szału nie ma. Dopiero tego dnia zrozumiałam, co to znaczy. Btw jak się pewnie domyślacie, okazało się, że mnie to też dotyczy 😉
Gdy tylko wysiedliśmy z samochodu i wymieniliśmy się spojrzeniami, już wiedziałam, że będzie dobrze. Oni mają w sobie taki rodzaj pewności, że uwierzcie mi, moje wszystkie obawy nagle się rozpłynęły.
I nie dość, że w trakcie sesji nie spadła na nas ani kropelka to jakimś cudem zrobiło się dużo cieplej. Tak jakbyśmy byli w jakiejś szklanej bańce…
Nie wiem jak Wam to opisać, ale to jedna z tych Par, które są ze sobą tak połączone, tak idealnie dobrane, że mogą, za przeproszeniem, chrzanić wszelkie zasady feng shui, bo wystarczy, że będą w domu czy jakimkolwiek innym budynku razem i szczęście mają zapewnione. Po prostu perfect matching…
A najfajniejsze jest to, że ta ich pozytywna energia udziela się innym. A już na pewno mnie. Dawno tak dużo nie biegałam, nie skakałam i nie śmiałam się “na robocie”. Mój mąż stwierdził nawet, że jestem nakręcona jak nienormalna 😉
Gdybym mogła życzyć sobie czegoś na mojej dalsze fotodrodze, to chyba tylko tego, żeby móc ich na każdą sesję zawsze zabierać ze sobą 🙂 Co Wy na to Kochani? ;p
Lokalizacja: Puszcza Knyszyńska, Wyżary